„Dużo bym dał, by przeżyć to znów, wehikuł czasu to byłby cud!” – śpiewał niegdyś Ryszard Riedel. Jednak w naszym przypadku śmiało można rzecz, iż los, a już na pewno pogoda zafundowały nam prawdziwą podróż w czasie – po raz kolejny odwiedziliśmy nasze ukochane Pieniny i ponownie aura, która nam towarzyszyła była „jak na zamówienie”. Tym razem jednak zapoznaliśmy się z ich zachodnią częścią – być może rzadziej odwiedzaną przez turystów, ale nieustępującą niczym krajobrazowi Szczawnicy i okolic.
Dnia 5 czerwca 2023 r., ok. godz. 7.00 pełni entuzjazmu wyruszyliśmy w podróż na południe Polski, jadąc luksusowym autokarem drogami w kierunku Nowego Sącza oraz Nowego Targu. Pan kierowca dał się nam poznać jako „równy gość”…. choć czasami niektórzy próbowali grać mu na nerwach. Naszym przewodnikiem ponownie był „człowiek renesansu” – pan Łukasz Polek, który dysponuje ilością wiedzy tak wielką, że zapewne kilka głów uczniowskich nie wystarczyłoby, aby ją pomieścić. Po raz kolejny „dowództwo” nad całością wyprawy objęła „kobieta z niebios” – pani Ania Tybon, bez której „matczynej” opieki i troski niejeden uczestnik wycieczki zapewne miałby problem z pokonaniem wszystkich jej trudów. Rolę opiekunów pełnili wychowawcy klas: pani Ewa Wojas, pani Jolanta Mrówka – Chrzanowska, pan Krzysztof Duda oraz pani Paulina Pyrek.
Po dotarciu do celu pierwszym punktem naszej wyprawy był Wąwóz Szopczański, położony nieopodal miejscowości Sromowce Wyżne. Uwagę niektórych przykuł fakt, że znajdowaliśmy się zaledwie na „rzut kamieniem” od granicy ze Słowacją – informacja ta zapewne będzie przydatna na lekcjach geografii. Pan Łukasz znakomicie przedstawił nam wszystkie najważniejsze szczegóły dotyczące flory i fauny tego obszaru, uwypuklając zmiany, jakie człowiek dokonał w jego środowisku przyrodniczym poprzez wielowiekową wycinkę buczyny karpackiej. Przypominał ponadto każdemu uczestnikowi o niebezpieczeństwie, jakie mogło czaić się tuż obok ścieżki…. na szczęście tym razem nikt z nas nie doświadczył spotkania ze żmiją zygzakowatą. Droga przez wąwóz była momentami lekko stroma i kamienista, co zapewne nieco zmęczyło zarówno „starszych”, jak i „młodszych”…. okazało się jednak, że trasa ta stanowiła tylko rozgrzewkę, a prawdziwy wysiłek miał dopiero nastąpić.
Po powrocie do autokaru udaliśmy się na Zaporę wodną na Zbiorniku Czorsztyńskim. Pan przewodnik przedstawił nam historię powstania tego miejsca, akcentując fakt, że akwen nad którym przebywaliśmy spełnił swoją „dziejową rolę” w czasie powodzi tysiąclecia w 1997 r. – wypełniając się w rekordowym tempie uchronił znaczną część Małopolski (w tym być może Nowy Sącz i Tarnów) przed zalaniem wodami wezbranego Dunajca. Dowiedzieliśmy się też o wpływie, jaki budowa zapory i zbiornika wywarła na życie mieszkańców okolicznych miejscowości oraz lokalny mikroklimat. Następnie mieliśmy okazję do dokonania na pobliskich straganach drobnych zakupów, np. pamiątek dla najbliższych lub zjedzenia małego „co nieco”.
Kolejno punktem naszej wyprawy było zwiedzenie kościoła p. w. św. Michała Archanioła w Dębnie, wpisanego na Listę światowego dziedzictwa UNESCO. Pomimo, iż musieliśmy dzielić miejsca w ławkach z inną grupą wycieczkową, to jednak wszyscy odpowiednio „ulokowali się” oraz wysłuchali rozmaitych szczegółów dotyczących architektury i historii kościoła, prezentowanych przez panią opiekującą się tym zabytkiem. Zwróciła ona także uwagę na fakt, iż w świątyni tej kręcono niektóre sceny z serialu Janosik, niezwykle popularnego w czasach młodości naszych rodziców.
Ponieważ puste brzuszki dawały o sobie znać następnym celem wycieczki obowiązkowo musiał stać się pobyt na Bacówce w miejscowości Kluszkowce, gdzie z pomocą pracowników obiektu urządziliśmy grill (lub jak kto woli ognisko). Serdecznie dziękujemy pani Ewie Wojas, która dała się poznać jako znakomity „Masterchef”, serwując nam przepyszne pieczone smakołyki. Pomimo, że nie wszyscy mieli ochotę na konsumpcję kiełbasek, to jednak dla głodomorów był to prawdziwy rarytas. Ponieważ sporo z nich pozostało niewykorzystanych, pani Ania schowała je do przenośnej lodówki i pozostawiła w autobusie… i tutaj rozpoczyna się pewien ciekawy epizod wycieczki, o którym więcej w ostatniej części tekstu. Wspaniałą atrakcją były także krówki oraz koniki, które dzięki pomocy pana z Bacówki chętni uczestnicy mogli dotknąć z bliska i nakarmić.
Kiedy wszyscy już z utęsknieniem wypytywali o „gwóźdź programu” – obiecaną wizytę w popularnej restauracji okazało się, że pan Łukasz postanowił urządzić naszej kondycji prawdziwy „test wytrzymałościowy”… „Spacer” na górę Wdżar okazał się bowiem dla niektórych niemałym wyzwaniem… Ponadto zarówno przy podejściu, jak i schodzeniu mogliśmy bardzo namacalnie przekonać się, czym jest grawitacja oraz zrozumieć, iż z tą siłą lepiej nie zadzierać, a już szczególnie nie warto urządzać sobie „zlotów z górki”. Pomimo trudów zdobycia szczytu, widok na Tatry Bielskie, który ujrzeliśmy po dotarciu do punktu widokowego w pełni zrekompensował każdemu uczestnikowi cały trud związany z osiągnięciem zamierzonego celu. Jak zwykle pan Łukasz nie zawiódł i zapoznał nas ze wszystkimi detalami dotyczącymi tego miejsca (np. anomalią magnetyczną) oraz opisał kolejne wierzchołki gór, które mogliśmy podziwiać z Wdżaru.
Po powrocie do autokaru już chyba z nikt nas, tych „starszych” i tych „młodszych” nie miał wątpliwości, że zasłużyliśmy na upragniony posiłek w restauracji „Pod złotymi łukami”. Pan kierowca pośpiesznie dowiózł nas do najbliższego obiektu restauracji znanej sieci w Nowym Sączu (niektórzy byli tak głodni, że uruchomili nawigację Google Maps). Pracownikom restauracji serdecznie dziękujemy za zaspokojenie naszego „wilczego” apetytu. Zapewne jednak wszyscy uczestnicy wycieczki przyznają, że posiłek zjedzony po solidnym „wycisku” smakuje najlepiej.
Zmęczeni trudami całego dnia rozpoczęliśmy ostatni etap podróży powrotnej do Sterkowca. Dotarliśmy pod budynek szkoły ok. godz. 19.50, gdzie czekali na nas rodzice. Wszyscy cali i zdrowi wróciliśmy do domów, za co serdecznie dziękujemy naszemu patronowi – św. Stanisławowi Szczepanowskiemu, który roztaczał nad wszystkimi w czasie trwania wycieczki prawdziwy „parasol ochronny” z nieba. Gwarantujemy, że chwile spędzone w Pieninach pozostaną nam w pamięci na długo oraz, iż często będziemy wracać myślami do ukochanych gór z południa Polski.
Dla klasy ósmej była to już ostatnia wycieczka organizowana przez PSP w Sterkowcu. Zapewnie niełatwo będzie każdemu z nas rozstawać się z nimi. Miejmy jednak nadzieję, że wspólne chwile spędzone w Pieninach, jak i wiele innych wycieczek i wydarzeń, które mieli oni okazję przeżyć sprawią, że nasza placówka na zawsze zagości w ich sercach i nawet po wielu latach będzie przywoływać ciepłe wspomnienia.
Serdecznie dziękujemy panu przewodnikowi Łukaszowi, panu kierowcy oraz wszystkim opiekunom wycieczki za niezwykle udaną organizację całości wydarzenia oraz opiekę nad uczniami. Specjalne podziękowania kierujemy do naszej niezastąpionej pani kierownik – Ani Tybon, która po raz kolejny stanęła na wysokości zadania, „ogarniając” wszystko, co tylko było potrzebne – od dokumentów formalnych po sprawy tak przyziemne i praktyczne jak worki na śmieci „wyprodukowane” przez uczniów. Ponadto ponownie okazało się, że wspaniała aura, która nam towarzyszyła jest zapewne efektem nie tylko wstawiennictwa św. Stanisława, ale też szczególnego Bożego Błogosławieństwa udzielanego przez Opatrzność każdej wycieczce kierowanej przez panią Anię. Dziękujemy również wszystkim uczestnikom naszej wyprawy za właściwe zachowanie w trakcie jej trwania (z „tycimi” wyjątkami).
POST SCRIPTUM:
Gdy już wszyscy rozjechali się do domów na Panią Anię padł blady strach… okazało się bowiem, że wspomniane wcześniej niewykorzystane kiełbaski pozostały w autobusie i odjechały wraz z panem kierowcą… Można zatem rzec, nawiązując do słów legendy o zamku Tropszyn w Wytrzyszczce, przytoczonej nam przez pana Łukasza, że nasza pani kierownik ulokowała w bagażniku pojazdu prawdziwy „skarb Inków”. Na szczęście podjęła ona heroiczną próbę jego odzyskania, zakończoną, po brawurowym pościgu autokaru sukcesem. Dzięki temu wszyscy mogliśmy się na drugi dzień po wycieczce zajadać pysznymi kiełbaskami, przygotowanymi w podobny sposób jak na Bacówce.
Teraz pozostaje nam tylko czekać na kolejny „wehikuł czasu”. I oby było ich w naszej szkole jak najwięcej!